Pewnie każdy, kto interesuje się historią miasta Warszawy będzie miał inne spojrzenie na tą podróż, ale najważniejsze jest w tym momencie moje własne, tak jak każdej osoby, która uczestniczyła w tym spacerze. Były one częściowo bardzo spójne, a częściowo całkowicie indywidualne, bo dotyczyły też naszego wnętrza, nie tylko zewnętrznej przestrzeni i materii. Więc zupełnie spokojnie, bez ubierania tego w fakty i mapy, opisuję co z mojego punktu patrzenia wydarzyło się dnia 19 czerwca 2017 roku na brzegu Wisły u podnóża Zamku Królewskiego. Każdy może na końcu dołączyć swoją historię.
Spotkaliśmy się na ulicy Źródłowej, nie Źródlanej, co dla mnie jako historyka architektury ma niezwykłe znaczenie. Dało mi to poczucie przybycia po „dokumenty źródłowe” do naszej podróży przez początki miasta. Tak też się wydarzyło, bo bez danych historycznych pokazała się nam pierwotna, maleńka osada rybacka w miejscu Rynku Mariensztatu – jeszcze przed pomysłem człowieczym – powstania dworu czy zamku. Osadzie towarzyszyła prostota życia, radość i rytmy natury, szczególnie kierowane tu przez żywioł rzeki, jako głównej żywicielki. Już tutaj dała się odczytać informacja o opiece tego miejsca przez Istotę zwierzęcą, połączenie smoka trochę wężowego, ptaka przypominającego feniksa i zwierzęcia wodnego, trochę w całości przypominającą stary herb Syrenki. Ludzie wioski czuli się z nią niezwykle bezpiecznie i też specyficznie połączeni – miejscem urodzenia, jako bratnie dusze – organizmy zrodzone z jednej ziemi i tych samych jego cząstek.
Sam plac rynkowy – obecnie zabrukowany i martwy, z kilkoma bardzo czytelnymi tragediami w historii – był przepięknym miejscem, przez które przepływała rzeczka omywająca wzgórze – dziś z kościołem św. Anny – i tworząca niewielkie rozlewisko z bujną roślinnością, szczególnie kwiatami. Miejsce to, pod opieką kobiecej energii wzgórza, dawało wrażenie miejsca spotkań młodych, zakochanych, zabaw, lekkości i zaufania, poczucia pełni bezpieczeństwa i spokoju. Tą informację pozostawiliśmy na samym wierzchu dla odczytu ludzi tam będących. Niech zapoczątkuje to mała wodna fontanna z 9-ramienną gwiazdą oraz platan z lipą – jedyne na tą chwilę żywe Istoty na całym placu.
Wchodząc z rynku na wzgórze, gdzie obecnie stoi kościół św. Anny, dało się odczuć spływające fale wesołości, przyjemności, opiekuńczości. W samym kościele można wyczuć energię kobiecą – 4 madonny, wszystkie pogodne. Nie zaburza tego nawet mnóstwo martyrologicznych informacji na dziesiątkach tablic, czy hasło „miłość żąda ofiary”. Cały czas jest czynna kobiecość w tym miejscu i łączy się z żywiołami, szczególnie ogniem i wodą, poprzez wizję kapłanek ognia i opiekę Wisły. Tędy płynął potok niosący tą informację na dół do osady. Tu każda kobieta odnajdzie ogień serca, radość dziewczęcą i zwiewność młodości.
Kolejny potok czy rzeczka płynęła z drugiej strony obecnej arterii komunikacyjnej, przy samym zamku, wówczas – wzdłuż wzgórza o wyrazie ogromnej mądrości. Wrażenie było takie jakby tam przychodzili ludzi po mądrą poradę, czy przemyśleć coś ważnego, jakieś decyzje – wzgórze ówczesnego oświecenia umysłu. Samo wzgórze było niezwykłe, głównie poprzez związek z istotą zwierzęcą pod nim zamieszkałą, bardzo podobnie jak na Wawelu. Ta istota bardziej wodna, podwodna niż lądowa, tętniła tak niezwykle, że całe wzgórze – od wieży aż do barbakanu, otoczone było jego opieką. Dla niektórych informacja o tym mega mocnym rytmie była ponad wszystkim – tylko tętnienie i moc.
*
*
Najbardziej czuć tą mądrość i opiekę w tej chwili dokładnie na górze od strony kościoła św. Anny i były to wzgórza zasilające się wzajemnie – jakby dopełniające – najszybciej łapiemy tu skojarzenie żeńskiej i męskiej energii połączonej dwoma potokami i współdziałającej w życiu ludzi. Tętnienie czy pulsowanie czegoś potężnego możemy dobrze wyczuć przy wieży, która jako pierwsza stanęła określając świat cywilizowany – przytulona do wyższej wieży zamku, zaraz po zejściu ze schodów, tuż przed Pałacem pod Blachą.
Tak mocno i potężnie czuć również życie tej istoty – nazwijmy ją smoko-syreną – przy ogrodach królewskich. Ma się wrażenie, że jeszcze pływa w eterycznej przestrzeni dawnej Wisły pomiędzy arkadami ogrodów. Można by rzec o niej – pływające, ruchome Miejsce Mocy dla ludzi.
Idąc dalej wzdłuż Wisłostrady w kierunku Cytadeli – tajemniczym miejscem okazał się teren przy obecnych fontannach z dziwnym Bazyliszkiem i nieco ludzkiej posturze… poza kilkoma skojarzeniami niezbyt przyjemnymi, nie pokazało nam się nic pod spodem, żadne zasilenie, teren bardziej neutralny w podłożu niż witalny. Dziwne, a taki kuszący wodotryskami i iluminacją, jak wesołe miasteczko…
Kolejnym krokiem było dotarcie do wzniesienia z krzyżem w parku im. Traugutta. Dzisiaj zanurzony w drzewach – w czasach średniowiecza całkowicie w polach – podest pełniący funkcję szubienicy pozamiejskiej dla straceń publicznych, również miejsce stracenia Traugutta. Tą właśnie osobę i jego potężną odwagę, moc i kompletny brak lęku przed śmiercią dało się tu odczuć. Miał być ucieleśnieniem ofiary, a zapewnił ludziom zwycięstwo i wolność w kolejnej odsłonie. Wyraźnym śladem, ważnym dla całego obszaru aż do muru Starego Miasta, był obraz leśnego mędrca żyjącego w jakiejś szczególnej przyjaźni ze zwierzętami. Ta wibracja przewija się przez całą wędrówkę Nowym Miastem, jakby się szło przez dziewiczy las pełen zwierząt i to bardzo przyjaznych – jakby spotkania mądrości, do wglądu i odpowiedzi na stan duszy. Nie spotkałam tego typu działania w obecnym świecie zachodu, więc nie wiem jak to dokładnie opisać – pewnie Indianie jeszcze wiedzą, a Słowianie żyli tym na co dzień. Trochę to mogło przypominać Wróżący Las, gdzie poprzez wędrówkę i spotkania zwierząt dostawało się wskazówki do dalszego działania. Leśny mędrzec był tu opiekunem i doradcą, jakby to wszystko widział z lotu ptaka i potrafił przewidzieć, wysłać odpowiednie zwierze poruszeniem serca…
Niezwykłym miejscem jest też kawałek starego założenia parkowego naprzeciw parku Traugutta – przy ul. Międzyparkowej, w zagłębieniu, otoczone schodami – mały neogotycki obiekt, w którego wnętrzu do dziś bije źródło – wśród pięknych lip i klonów o dzikiej, nieuporządkowanej naturze.
Nowym Miastem doszliśmy do Barbakanu, które to miejsce w różnych miastach wzbudza u mnie niezwykłą uwagę na delikatność i aspekty połączenia nas z przestrzeniami czasowymi i natury jako jednym. Niestety nie udało się nam odebrać przekazu tego miejsca, wyczułam tylko delikatne połączenie ze światem zwierząt, ale nie znalazłam na to słów. Może tak być, że nie znamy tego typu połączenia ze światem zwierząt przy naszym niemal całkowitym i nieludzkim odłączeniu do wspólnego bycia w polu działania i życia. Czekam, że kiedyś to do mnie dotrze, jeszcze pewnie trzeba pomieszkać w przyrodzie chwilę, żeby taką informację przez siebie przetworzyć i ubrać w słowa, teraz ograniczone cywilizacją…
Mogę podzielić się odkryciem pięknej warstwy pod barbakanem krakowskim. Przytoczyłam tą opowieść również naszej grupie, bo jest w tym jakieś połączenie, jakie?
Czas pokaże. Za czasów, kiedy Kraków był niewielką jeszcze osadą u wzgórza Wawelu, kiedy wszyscy w osadzie dobrze się znali i wspierali wzajemnie, w okolicy dzisiejszego barbakanu było miejsce szczególne. Udawały się tam cyklicznie kobiety – najbardziej czuję tutaj przesilenie letnie, ale mogły to być krótsze cykle – które spędzały razem czas na przebywaniu w przestrzeni jakiejś polany, może też potoku, czy źródła. Były to kobiety, które przychodziły tu po informacje o swoim macierzyństwie i kobiety wspierające je. Tworzył się rodzaj ceremonii wytańczenia swojego dziecka. We wspólnym tańcu i przebywaniu tworzył się rodzaj przestrzeni informacyjnej, w której kobiety wiedziały, która zostanie za chwilę matką, a która ma jeszcze czas. Nie było ani chętnych, ani rozczarowanych – jedno i drugie było dobre i szanowane, jedno i drugie było stanem kobiecym. To niezwykle delikatne wydarzenie miało w przestrzeniach eterycznych spotkania z duszami swoich dzieci – matki mogły z nimi porozmawiać na długo przed pojawieniem się na świecie. Mogli się nawzajem widzieć w ten czas w jednej przestrzeni i pobyć ze sobą w niezwykłym uniesieniu i wzruszeniu, jakie to za sobą niesie. Czas ten był potem zasilany dniami błogiej i świętej ciszy w przestrzeni kobiet, być może, że były osobno od reszty wioski, aż do czasu całkowitego przetworzenia w sobie tej energii. Spokój serca jest naturalnym stanem bycia.
Takie to okolice barbakanu – miejsca walk, bólu, śmierci, agresji, chęci mordu i odbierania życia… odwrotność warstw w takich miejscach jest niezwykle zaskakująca, ale dla nas też oczywista. Zwykle w miejscu trudnym z doświadczenia już – poszukujemy tego co było tam witalne, zasilające i święte – przykryte tylko wieloma warstwami zagadującymi nas i odwracającymi uwagę od patrzenia szeroko otwartym sercem i uwagą na delikatność i żywą moc.
Co mamy pod O-święci-miem? Jaką świętość i skarb naszej ziemi ukryto pod potworną „misją” miejsca? ZobaczymyJ
Spod barbakanu ruszyliśmy do pomnika syrenki na rynku i dokładnie ją obejrzeliśmy. Dziwne przedstawienie dawnej istoty… Nieco męska budowa torsu z małymi piersiami i jakby dodaną skórą kończącą się na udach formami przypominającymi liście dębu, zarysowane pośladki i wyraźne dwa uda, jakby z dwoma ogonami wężowymi na obu nogach… A gdzie jest Opiekun miasta Warszawy? Pod spodem pod tą skórą czy trzeba szukać go pod warstwami eterycznymi przestrzeni? Na szczęście wiemy, że jest i tętni tak samo jak za czasów pierwszej osady i wcześniej – tylko mniej go słyszeliśmy – czas to zmienić !
Zakończyliśmy nasz plener już przy pierwszej szarości dnia, schodząc Wąskim Dunajem do ul. Podwale i kończąc spacer przy zegarze ściennym domu narożnego, kolo pomnika Jana Kilińskiego. Miejsce to zwane dawniej Piekiełkiem i pełniące funkcję stosu, przypomniało nam znowu o przestrzeni leśnej i mądrości kobiet zielarek, położnych, znających rytmy natury różnych światów. Mała szkoła dla kobiet, oczywiście szkoła wzięta w wielkie cudzysłowie, bo nauka była wtedy bardziej tajemniczym procesem – otwieraniem szeroko wszelkich zmysłów i intuicji – poprzez które zaczynało się widzieć, widzieć i czuć. To otwieranie było możliwe tylko w połączeniu z istotami Żywymi matki Ziemi – innych światów – Roślin, Zwierząt, Minerałów, Serc innych ludzi i Ciał Niebieskich – połączenie tych światów w naszym wnętrzu daje dostęp do pełni wiedzy i pełni dostępu do energii świata.
Ku naszemu radosnemu oszołomieniu punkt 22.00 zegar ścienny ożył i zagrał melodię, przy której pokazywały się różne, symboliczne postacie, wychylające się spoza faz księżyca, przy cyfrach godzin opasanych znakami zodiaku gwiezdnego. Tak hojnie i głośno pożegnani – odeszliśmy do swoich światów.
Posyłam moją opowieść do reszty grupy i może pojawią się jakieś ciekawe uzupełnienia dopełniające spojrzenia na ten szlak pierwszego drgnienia miasta i osadzenia tam dworu.
Zapraszam.
Zapraszam też do ruszania naszym szlakiem – można to wszystko przeczytać w przestrzeni – jest na samym wierzchu informacji i wzmacniane jest każdym sercem i umysłem czystym w tej podróży. Za każdym razem po przeczytaniu tekstu, obejrzeniu mapy czy przejściu tej trasy – wzór i informacja i tętnienie jest mocniej wyczuwalne dla ludzi!
Wolność nastała!